Info

avatar Witaj na moim blogu. Mam na imię Marcin. Mieszkam na warszawskim Służewcu. Jeżdżę rowerem i staram się zwiedzić ciekawe miejsca. Interesuję się architekturą, historią i fotografią. Blog prowadzę od 6389.20 kilometrów przejechanych rowerem. Po leśnych korzeniach i błotach przejechałem 875.80 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 20.53 km/h i szybciej mi się nie chce;)


baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.plbutton stats bikestats.pl

Moje jeździdło

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Gewehr.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Las Kabatos

Dystans całkowity:1327.60 km (w terenie 521.50 km; 39.28%)
Czas w ruchu:75:17
Średnia prędkość:17.63 km/h
Maksymalna prędkość:53.20 km/h
Suma podjazdów:797 m
Maks. tętno maksymalne:198 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (86 %)
Suma kalorii:20243 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:37.93 km i 2h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
44.00 km 9.00 km teren
02:13 h 19.85 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:129 ( 65%)
Kadencja: 66/min
Kalorie: 826 kcal

Jezioro, gospodarstwo i brodzenie w pokrzywach

Niedziela, 4 sierpnia 2013 · dodano: 08.08.2013 | Komentarze 3

Rano miałem do załatwienia temat w Radomiu. Wróciłem o 14:00, zjadłem obiad i zadzwoniłem do szwagierki czy jedzie ze mną. Powiedziała że jedzie. Cel główny jaki sobie obraliśmy, to jezioro Lisowskie. Pierwszy postój zaliczyliśmy w LK. Szwagierka tak się kręciła na rowerze, że odkręciła siodło od sztycy;) Dobrze że mieliśmy narzędzia i udało się naprawić. Komary cięły strasznie, zanim się spryskałem, byłem już pogryziony:( Przed jeziorem zatrzymaliśmy się w sklepie, gdzie naturalnie kupiłem piwo. Chciałem objechać jezioro i zatrzymać się przy wyciągu narciarskim i tam wypić piwo. Niestety, objechać się nie da. Odgrodzili się miejscowi i skutecznie zablokowali dostęp do jeziora:( Tak więc, zatrzymaliśmy się na końcu ścieżki i niepocieszeni tym faktem, wypiliśmy piwo. Podczas spożywania, wpadłem na pomysł żeby odwiedzić opuszczone gospodarstwo. Surf jakiś czas temu, ustawił tam Waypoint. Po dojechaniu na miejsce, okazało się że jest zamknięte. Zastanawiałem się czy wchodzić. Nie lubię naruszać czyjejś własności, lecz chęć zdobycia kilku punktów wygrała z obawami. Delikatnie otworzyłem furtkę i ruszyłem w gąszcz pokrzyw. Po spisaniu kodu i poparzeniu całych nóg, stwierdziłem że trzeba iść za ciosem i odwiedzić kolejny WP. Miała nim być dawna kładka na Jeziorce. Jak byłem tam wcześniej, to kod był na zalanym terenie i nie było do niego dostępu. Sprawnie dojechaliśmy do kładki i się okazało że woda opadła i jest już sucho. Tyle że pojawił się kolejny problem, zielone tak wywaliło, że miejsca z kodem nie było widać:( Musiałem chodzić w pokrzywach i innej zieleninie i szukać tego miejsca. Zielone miejscami, było wyższe niż ja;) Tym razem się nie poddałem i spisałem kod. Strudzony tymi poszukiwaniami, zarządzam jazdę do sklepu. Zatrzymujemy się w Konstancińskim sklepie i kupujemy po pianie. Dalej szybkim tempem, przebijamy się do Powsina. Postój robimy sobie na polanie. Wypijamy po perełce i jedziemy do domu;) Upał dziś był straszny.
Jezioro Lisowskie © Gewehr

Książęca Perła nad Lisowskim © Gewehr

Waypoint #3178 Opuszczone gospodarstwo na Kępie Oborskiej © Gewehr

Waypoint #3145 Most kolejowy nad Jeziorką © Gewehr

Polana w Powsinie © Gewehr


Dane wyjazdu:
75.00 km 16.00 km teren
04:48 h 15.62 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:166 ( 83%)
HR avg:116 ( 58%)
Kadencja: 52/min
Kalorie: 1287 kcal

Czersk- Czyli jak zabrać żonę na wycieczkę;)

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 07.07.2013 | Komentarze 2

W piątkowy wieczór, zrodził się pomysł wspólnej wycieczki. Osobą towarzyszącą mi, miała być moja żona. Udało mi się ja nakręcić na krótką trasę do Czerska;) Tak więc przyszła sobota i wyruszyliśmy na trasę. Pierwszy przystanek zaliczyliśmy już przed Kabatami. Wynikał on z potrzeby użycia preparatu na krwiożercze bestie. Szybkie spryskanie i przejazd przez kabaty. Robimy zakupy w sklepie przy jeziorze Lisowskim i jedziemy w stronę Gass. Po dotarciu w okolicę dawnej przeprawy promowej, robimy sobie dłuższy postój. Jemy po kanapce i wypijamy po jednej Perełce:) Ciepło i błoga atmosfera, trochę nas rozleniwia i nie chce się nam jechać dalej. Ostatecznie się mobilizujemy i ruszamy w stronę Góry Kalwarii. Góra mnie nie zachwyca, duży ruch samochodowy i bród na ulicach:( Z tego powodu, ograniczamy tam pobyt jedynie do zakupów i jedziemy zdobyć zamek. Po dotarciu na zamek, spotyka nas miłe zaskoczenie. Jest specjalna zniżka dla rowerzystów:) Spinamy rowery przy kasie i udajemy się do środka. Na terenie zamku, jak na sobotę, strasznie mało ludzi. Siadamy sobie pod wieżą na trawce i pijemy po kolejnej Perełce, zagryzając paluszkami. Ja jeszcze zdobywam wieżę nad bramą;) Tak upływa nam 1,5 godziny i startujemy w drogę powrotną. Zaraz za Górą Kalwarią, dostajemy spory wiatr w twarz. Tu moja żona wypowiada słowa „Mam w dupie! Sprzedaje rower! Nie będę musiała z tobą jeździć!” Tak jak by to była moja wina, że wiatr daje się we znaki;) Jakoś docieramy do Konstancina i dalej do Powsina. W Powsinie przy dębie , kupujemy piwo i regenerujemy się w cieniu. Dalej jeszcze tylko przejazd przez las, Puławska , sklep z Perełką i się meldujemy w domu. Wycieczka udana.
PS: Myślę że jednak go nie sprzeda;)

Odnowiona Kapliczka w Lesie Kabackim © Gewehr

Pomnik © Gewehr

Pomnik- Tablica © Gewehr

Pomnik © Gewehr

Pomnik- Tablica © Gewehr

Kapliczka © Gewehr

Jednostka Wojskowa- Góra Kalwaria © Gewehr

Zamek w Czersku- widok z fosy © Gewehr

Zamek w Czersku- dziedziniec © Gewehr

Zamek w Czersku- strzelnica © Gewehr

Zamek w Czersku- dziedziniec © Gewehr

Zamek w Czersku- pod tą wieżą odpoczywaliśmy © Gewehr

Zamek w Czersku- wio, do ataku;) © Gewehr

Zamek w Czersku- z wieży © Gewehr

Zamek w Czersku- z wieży © Gewehr

Zamek w Czersku- z wieży, boćki © Gewehr

Zamek w Czersku- z wieży © Gewehr

Zamek w Czersku- Perełka:) Jak że jestem wielka;) © Gewehr

Kapliczka © Gewehr

Powsin- przy dębie © Gewehr


Dane wyjazdu:
168.60 km 61.00 km teren
09:26 h 17.87 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Temperatura:19.0
HR max:185 ( 93%)
HR avg:142 ( 71%)
Kadencja: 55/min
Kalorie: 3612 kcal

Kraina Jeziorki

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 11

31 maja roku obecnego, na spotkaniu piwnym padł pomysł aby przejechać szlak Krainy Jeziorki. Ustaliśmy z Surfem wstępnie termin na 16 czerwca:)

Krótko o szlaku: Początek jest w Osuchowie w gminie Mszczonów, a kończy się przy ujściu Jeziorki do Wisły(okolice Konstancina). Jego długość to 82 kilometry. Szlak jest oznaczony na czerwono. Oznakowanie jest dobre, choć gdzieniegdzie jest brak tabliczek. Musieliśmy parę razy korzystać z mapy;) W okolicach Zalesia, odcinek szlaku o długości około 500 metrów jest nieprzejezdny. Błoto i zalegająca woda, zmusiła nas do objechania tego kawałka. Dzięki temu, nadłożyliśmy kawałek drogi:) Na trasie znajdują się trzy wiaty rowerowe. Posiadają stojaki na rowery i sporo miejsca. Usytuowane są tylko do połowy szlaku:( Może jeszcze nie zdążyli postawić i ich więcej, lub tylko tyle będzie? Szlak prowadzi przez większość lasem, polnymi drogami i wiejskimi terenami. Ja pojechałem na semi-slickach i to było strasznym błędem. Miejscami piach uniemożliwiał mi jazdę i musiałem prowadzić rower:( Zaliczyłem również w piachu jedną glebę;) Na szczęście nic się mi nie stało i mogłem spokojnie jechać dalej:)
Wystarczy już opisu, wracamy do wycieczki;)
Po dwóch tygodniach nadszedł ten dzień, a my byliśmy gotowi do wyjazdu. Ustawiliśmy się na Statoil, przy Puławskiej;) Jako że lubię mieć dobre ciśnienie w oponkach, zameldowałem się 10 minut wcześniej. Sprawdziłem ciśnienie, nasmarowałem łańcuch i byłem gotowy. Surf przyjechał o 7;33 i po chwili narady ruszyliśmy na trasę. Plan był taki, aby dojechać do Osuchowa, po drodze zbierając Waypointy i tam wystartować na szlak. Na Puławskiej mieliśmy ładne tempo i po chwili zameldowaliśmy się w Piasecznie. Przejechaliśmy przez miasto i udaliśmy się w kierunku Tarczyna. Pierwszy postój zaliczyliśmy przy cegielni Gołkowskiej. Był tam WP, którego nie miałem w swojej kolekcji:) Surf przy okazji postoju, dał mi lekcję na temat roślin. Jak on te wszystkie nazwy pamięta? Ja tam rosnących ziemniaków od malin nie odróżniam;) Następnym krokiem, był przejazd do Modrzewiowego Dworku. Samego dworku niestety nie widać:( Zielenina strasznie wystrzeliła i się schował. Przynajmniej udało mi się sfotografować „Strasznie Złego Psa”;) Teraz przyszedł czas na Tarczyn:) Tam robimy zapasy piwne i udajemy się do dworu w Drozdach. Tam spisuje kod i jedziemy dalej zahaczając jeszcze o szlaban w Michrowie, którego przegapiliśmy i pojechaliśmy kawałek dalej. Znaleźliśmy szlaban, ale za cholerę nie było przy nim wspornika;) Po chwili zastanowienia, Surf stwierdza że to nie ten. Wracamy i szukamy właściwego:) Po jakiś 400 metrach, jest! Schował się za zielonym i dlatego wcześniej go minęliśmy;) Spisuje kod i ruszamy. Napiszę szczerze, że ten WP by mi nie zapadł w pamięci, gdyby nie droga do niego. Spory piach był tam i pchałem rower;) Ten paskudny odcinek, odparował mi piwo które było kupione w Tarczynie:( Taki był skórkowany trudny;) Dalej jedziemy na niebieski szlak. Tu Lec założył WP. Ciekawe miejsce. Rzeczka sobie płynie przez drogę i fajnie to wygląda:) Kolejnym WP na naszej trasie jest kapliczka św. Jana. W kapliczce ptaki uwiły sobie gniazdo, w którym siedzi strapiony Jezus i nad nimi czuwa:) Dalej śmigamy do żwirowni, tam chwilę się kręcimy szukając pasa transmisyjnego, na którym miał być kod. Niestety pas wyparował i pozostało tylko zrobienie paru fotek. Miejsce fajne, tylko brak jako takiego zagospodarowania:( Czas mamy dobry, więc się nie spieszymy i spokojnie „pochłaniamy” kilometry. Dojeżdżamy do mini skansenu, który utworzył aktor Wojciech Siemion. Niestety gospodarz zmarł i całe dobro popada w ruinę:( A jest tam sporo mazowieckiej architektury. Szkoda trochę tego:( Z Petrykozów ruszamy w kierunku Lutówki. Jest tam bardzo ładny drewniany kościół, a wkoło niego jest kilka kapliczek. W Lutówce, robimy kolejne zapasy złocistego napoju:) Po drodze do Osuchowa, stajemy i się nawadniamy. Jest to ostatni luźny przejazd przed wjazdem na szlak. W Osuchowie zakładamy WP. Został nim kościół pod wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika. Sam budynek jest ładny, a otoczenie jego stanowi droga krzyżowa, która jest wkomponowana w ogrodzenie. Znajduje się tam również drewniana dzwonnica, kapliczka Maryjna, pomnik JP2 i grób właściciela dóbr Osuchowskich. Po założeniu waypointa, nie zostaje nam nic innego, jak podjechanie do sklepu;) Co oczywiście czynimy i uzupełniamy zapas piany:) Zaopatrzeni jedziemy w kierunku początku szlaku. Po przejechaniu około pół kilometra, jest wyczekiwany szlak. Robimy pamiątkowe fotki i ruszamy. Mamy do przejechania wg. tabliczki informacyjnej 81,6 kilometra. Już na czwartym kilometrze szlaku, robimy pierwszy postój. Zapasy ciążą nam w plecakach i trzeba je zutylizować:) Pochłaniając piwko między stawami w Wygnance, miło sobie gawędzimy. Zasileni nową porcją pienistego napoju, kierujemy się w stronę Przęsławic. Zanim dojechaliśmy do Przesławic, zatrzymujemy się przy pierwszej wiacie rowerowej. Ocena jej, jest jak najbardziej pozytywna:) Robimy fotki i śmigamy dalej. Dalej, to znaczy jakiś kilometr. Znowu postój i focenie zalewu w Osieczku. Nad zalewem, powstaje jakiś Hotel, lub coś w tym stylu. Będzie gdzie się zatrzymać na browarek. Ucieszą się rowerzyści, którzy będą strudzeni na szlaku:) Zahaczamy jeszcze o kościół w Jeziórce, wypijamy kolejne piwo i mijamy Przęsławice. Stajemy w Kolonii Jurki. Jest tam dawny młyn wodny, który zostaje naszym Waypointem. Za młynem jedziemy polną drogą, a na niej zalega sporo piachu. Surf mi odjeżdża na jakieś 400 metrów. Ja oczywiście znowu pcham rower:) Pieprzone semi-slicki, tak pływają w piachu, że nie da się jechać. Gdy dopadam Surfa, pałaszuje owoce w sadzie:) Ja nie byłem gorszy i sobie też podjadłem. Przez Kocerany, dojeżdżamy do Głuchowa i tam przebijamy się na drugą stronę DK7. Jadąc wzdłuż „siódemki”, bijemy rekord maksymalnej prędkości :) W Kośminie kolejny postój i uzupełnienie płynów. Sklep jak w PRLu. Laska podaje piwo przez uchylone, okratowane okno. Ciepłe w dodatku, chyba nawet tam lodówki nie było. A fee. Tyle że pić się chciało i nie było wyboru. Dalej przez Racibory i Prace Duże, dojeżdżamy do Łosia. Tam robimy chwilowy pit-stop i obficie polewamy się płynem na komary. Zaczyna słońce się chylić ku zachodowi i krwiożercze bestie zaczynają strasznie doskwierać. Pomiędzy Łosiem a Zalesiem, zaczyna się w lasach błoto. Krótki odcinek szlaku, musimy objechać. Niestety nie było jak tam przejechać, a brodzić z rowerem na ramieniu nie mieliśmy ochoty. W Zalesiu spisuję kod z WP i jedziemy dalej. Dalsza trasa aż do Gass, przebiega nam sprawnie. Dopiero za Gassami, zaczynają boleć mnie ręce. Kończymy szlak o zachodzie słońca. Zadowoleni że się nam udało go sprawnie przejechać, kierujemy się w stronę Kabat. Przyznam szczerze, że tu już strasznie czuję te kilometry w tyłku. Momentami muszę pedałować na stojaka:( Z Surfem rozstaję się na KENie i jadę samotnie dalej do domu. Robię jeszcze postój przy wyścigach i spijam dosłownie resztki z bidonów. W domu melduję się po 9 i pół godzinie i przejechaniu 168 kilometrów. Jestem zmęczony i zadowolony. Fajnie było!
Dzięki Surf za dobre towarzystwo. Sam na pewno bym tego nie przejechał;)

Zapis trasy niekompletny. Bateria w telefonie nie wytrzymała.
/3405153
Bestia za płotem;) © Gewehr

Tarczyn © Gewehr

Kapliczka © Gewehr

Dworek w Drozdach © Gewehr

Zabudowania dworskie © Gewehr

Śluza © Gewehr

To nie kałuża, to rzeczka;) © Gewehr

Kapliczka © Gewehr

Mazowieckie klimaty © Gewehr

Żwirownia © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ 1 Wiatrak © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ Wioska © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ Izba © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ Do chaty © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ Smutna © Gewehr

Skansen Wojciecha Siemiona/ 2 Wiatrak © Gewehr

Kościół w Lutówce © Gewehr

Kapliczka przy kościele © Gewehr

Paśnik © Gewehr

Komin i coś © Gewehr

Kościół pod wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika © Gewehr

Kościelne Wnętrze © Gewehr

Kapliczka przy kościelna © Gewehr

Grób Feliksa Wołowskiego © Gewehr

Początek Szlaku © Gewehr

Wiata na szlaku © Gewehr

Piec nad zalewem w Osieczku © Gewehr

Kościół w Jeziórce © Gewehr

We młynie © Gewehr

Jeziorka © Gewehr

W sadzie © Gewehr

Koniec Szlaku:) © Gewehr


Dane wyjazdu:
26.00 km 11.00 km teren
01:37 h 16.08 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:186 ( 93%)
HR avg:128 ( 64%)
Kadencja: 51/min
Kalorie: 518 kcal

Z paragonem;)

Środa, 12 czerwca 2013 · dodano: 12.06.2013 | Komentarze 4

Pojechałem oddać ponad planowe zakupy do OBI. Bałem się że znowu zgubię paragon i będzie problem;) Tak naprawdę to szukałem okazji, aby wyjść pojeździć:) Jak tylko oddałem towar, to pojechaliśmy do delikatesów. "Pojechaliśmy", bo byłem z żoną:) Tam kupiłem po piwku i obraliśmy kierunek na polanę. Dziś na polanie dzień "świra". Jakiś nieobyty słoik jeździł samochodem po polanie. Baba paliła zdjęcia prawie na środku polany i ogólnie ludzie jacyś dziwni:( Ocieplenie chyba ich tak podkręciło? Piwka dobre, można było je wypić:) Fajnie jest, tak po pracy pojechać gdzieś i się w spokoju delektować piwkiem:) Tylko żeby nie przesadzić;)
Moje było Raciborskie:) © Gewehr

Słoik na Polanie;) © Gewehr


Dane wyjazdu:
27.00 km 11.00 km teren
02:18 h 11.74 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:145 ( 73%)
Kadencja: 42/min
Kalorie: 360 kcal

Wycieczka Klasowa

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 2

W niedzielny ranek, spotkaliśmy się pod szkołą. Zebrało się ponad dwudziestu uczestników i ruszyliśmy w drogę:) Przy murze wyścigowym, dołączyło jeszcze kilka osób i w tym składzie ruszyliśmy dalej. Ciężko było zapanować nad dzieciakami;) Na Puławskiej utworzyliśmy sznurek rowerów o długości ponad 100 metrów:) Już przed samym lasem, udało się zdyscyplinować uczestników i wszyscy jechali prawą stroną. To osiągnięcie uważam za sukces:) Wjechaliśmy do LK od strony OBI i pojechaliśmy nad Oczko Wodne. Tam był trzyminutowy odpoczynek i dalej do Moczydłowskiej. Na Moczydłowskiej musieliśmy się przeprawić przez wielką kałużę i błoto. Nikt się nie utopił, ani nie przewrócił;) Jeszcze tylko skręt w lewo i po paru kilometrach zameldowaliśmy się na polanie w Powsinie. Dzieci były mniej zmęczone niż rodzice. Przy takich okazjach wychodzi brak uprawiania jakiegokolwiek sportu;) Było strasznie gorąco, więc rozstawiliśmy się po stronie południowej polany, tam był cień. Rozpaliliśmy ognisko i grilla. Dzieciaki razem z rodzicami, mieli zapewnione różne konkursy. Dzięki temu, było dużo śmiechu:) Po godzinie pobytu na polanie, zaczęliśmy słyszeć odgłosy burzy. Zaraza przesuwała się powoli w naszą stronę. Po jakiś 40 minutach, mieliśmy ją nad sobą:( Deszcz padał około godziny i nie pozwolił na kontynuowanie zabawy. Jak przestało padać, posiedzieliśmy jeszcze trochę i zebraliśmy się w drogę powrotną. Spytałem dzieci, czy chcą zobaczyć jak wygląda pułapka na dziki. Oczywiście odpowiedź brzmiała „tak”:) Tak oto po chwili byliśmy w odłowni dzików. Jeszcze chciały żeby pojechać na miejsce katastrofy lotniczej. Pokazałem im pomnik, oraz powiedziałem kilka słów na temat samego wypadku lotniczego. Nawet byli zainteresowani:) Jak odjeżdżaliśmy spod pomnika, to znowu zaczęło padać:( Widząc że dzieciaki są już lekko brudne, rzuciłem hasło „konkurs”. Konkurs miał polegać na tym, że wygra osoba która będzie najbardziej pochlapana błotem:) Ku mojemu zdziwieniu, prawie wszystkie dzieciaki chciały wygrać. Tylko niektóre były niezadowolone. Niezadowolenie to wynikało z posiadania błotników;) Gdy dojechaliśmy do Puławskiej, wyglądaliśmy jak stado świnek wytaplanych w błocie:) Ktoś kiedyś powiedział, że „dzieci brudne, to dzieci szczęśliwe”. To jest prawda! Pomimo deszczu, wszyscy byli uśmiechnięci;) Na wysokości muru wyścigowego dopadła nas kolejna burza:( Pomimo niepewnej pogody, wycieczka się udała i jestem z tego zadowolony :)
/3405153


Dane wyjazdu:
24.00 km 9.00 km teren
01:12 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:188 ( 94%)
HR avg:153 ( 77%)
Kadencja: 74/min
Kalorie: 580 kcal

Sprawdzić trasę

Piątek, 7 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 2

Musiałem ustalić najdogodniejszą trasę do Powsina. Wymagania były takie, aby grupka dzieciaków po 9 lat sobie poradziła;) Młodszego syna klasa ma wycieczkę rowerową:) Nie to żebym narzekał, wręcz przeciwnie. Kupiłem sobie browarek i pojechałem. Chciałem ułożyć tak trasę, aby była w maksymalnym stopniu po lesie:) Pojechałem najpierw samymi DDRami. Tą trasę wykorzystam jako alternatywę do leśnej. Tak na wszelki wypadek, gdyby dzieciaków kondycja opuściła;) Po dotarciu na polanę, wypiłem sobie piwko i znalazłem zgubiony ostatnio paragon:) Powrót już był przez las. Błoto nadal trzyma. Pomimo tego pojedziemy raczej tą trasą, najwyżej dzieciaki się ubłocą:) Będzie dla nich dodatkowa atrakcja;) Surf napisał ostatnio, że na murze wyścigowym są słabe graffiti. Faktycznie, kicha jak cholera, same tagi:( Nagrałem filmik na którym widać mur;) Przepraszam za kiepskiego operatora i tempo nagrywania:(

(www.endomondo.com/workouts/200188619/3405153
Kategoria Las Kabatos, Po pracy


Dane wyjazdu:
27.00 km 12.00 km teren
01:40 h 16.20 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:139 ( 70%)
Kadencja: 54/min
Kalorie: 350 kcal

Awaria domowego wodospadu;)

Czwartek, 6 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 8

Gdy byłem w pracy, zadzwoniła do mnie żona i oznajmiła, że kibel się zepsuł i wymaga naprawy;) Czyli jak wróciłem, miałem co robić:) Gdy dojechałem do domu, to szybko ustaliłem gdzie leży problem. Winna uszczelka. Przydomowy składzik z wszelakimi uszczelkami nie zapewniał takiej, więc była okazja do wyjazdu;) Mówię do żony, przebieraj się, jedziemy do OBI. Ona sobie pomyślała że samochodem, więc ją szybko wyprowadziłem z błędu:) Wkładaj obciski, jedziemy rowerami. Krótko, acz stanowczo rzekłem:) Tak oto, wyjechałem na wieczorną przejażdżkę. Na wysokości muru wyścigowego, odbieram telefon. Szwagierka dzwoni i się pyta co robimy. Ja jej na to, jedziemy do OBI na Ursynów i że jak chce, to na nią tam poczekamy i się pomyśli co dalej;) Gdy dojechaliśmy do sklepu, zrobiłem szybkie zakupy. Traf chciał, że nie byłem w stanie dokładnie określić potrzebnych elementów i kupiłem górką. Paragon jest, więc można oddać, oczywiście jak jest nie używane. Jak się później okaże, zgubię ten paragon:) Poczekaliśmy na szwagierkę pod OBI. Jak tylko dojechała, to rzuciłem hasło „delikatesy” Szybko i sprawnie dotarliśmy do delikatesów. Tam robię zapas piwny i ruszamy w kierunku Powsina. Oczywiście las nadal tonie w wodzie:( Polana zapełniona ludźmi, nawet dowieźli drzewa na opał. Tyle że mokrego, więc wystarczy na dłużej;) Usiedliśmy sobie w ławeczce i wypiliśmy piwko. Ja piłem Klasztorne, które jest nie za dobre. Żona wybrała sobie Łomżę i Lubelskie, stwierdziła że dobre. Szwagierce przypadła degustacja piwa Trybunał, stwierdziła że piła lepsze;) Muszki dają się bardziej we znaki, niż komary:( Cholery tak gryzą, że się posiedzieć nie da. Z tego powodu, gdy tylko wypiliśmy, to uciekliśmy w stronę domu. W domu, okazało się że zgubiłem paragon i nie będę mógł oddać złych części. Dobrze że wśród zakupów były te potrzebne:) Spłuczka naprawiona, rowerem pojeździłem, a jeszcze się piwa napiłem. Żyć nie umierać:)
Piana:) © Gewehr


Dane wyjazdu:
26.70 km 13.00 km teren
00:01 h 1602.00 km/h:
Maks. pr.:26.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:138 ( 69%)
Kadencja: 38/min
Kalorie: 393 kcal

Po obiedzie z młodym na lody

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 02.06.2013 | Komentarze 1

Po powrocie do domu, zjadłem obiad i zaczęło mnie nosić. Wszak dziś już byłem na rowerze, ale było mi mało. Rzuciłem hasło w domu „kto jedzie się przejechać?” W odpowiedzi usłyszałem błogą ciszę:( Nikt nie chciał ze mną jechać. Chyba wyjazdy zaczęli traktować jako karę;) Mówię synom, że stawiam lody. Tylko najmłodszy dał się przekonać. Szybko się ubrał i już za chwilę byliśmy na rowerach. Lody czynią cuda:) Spokojnym tempem dojechaliśmy sobie do muru wyścigowego, aby za nim przejechać na drugą stronę Puławskiej. Dalej tym paskudnym chodnikiem za nowopowstały wiadukt i po skręcie w ulicę Żołny, byliśmy w lesie. Kabaty strasznie podmokłe i młody musiał się ostro napracować, aby dojechać do Powsina. Na szczęście w żadnym błocie buta nie zostawił:) Po dojechaniu do Powsina, kupiliśmy lody i usiedliśmy na trawce pod dębem. Jak mój kochany synek kończył jeść, to ja pobiegłem po Żywca do baru;) Piwo podłe w smaku i więcej razy rozcieńczane, niż filtrowane:( Ale jak ktoś powiedział, „Człowiek nie wielbłąd, pić musi”:) On śmignął na zjeżdżalnie, a ja siedziałem na zieleninie i sączyłem piwo. Okolice dębu, opuściliśmy po około pół godziny i pojechaliśmy w stronę odłowni dzików. Młody chciał zobaczyć, czy się nie złapał jakiś guziec;) Niestety, w pułapce niema żarcia, jak i również samego Non Diego:( Rozczarowani tym faktem, postanowiliśmy wracać do domu. Jak się później okazało, była to trafna decyzja. Na jakiś kilometr od domu zaczęło padać:( Faktem jest, że prognozy pogody straszyły że będzie dziś padać cały dzień;) Na szczęście tak nie było i udało mi się trochę pokręcić:)

Młody:) © Gewehr

Popłuczyny:( © Gewehr

Szukamy guźca;) © Gewehr

PS: Proszę nie zadawać pytań o nogi syna:) Nie wiem kiedy się tak uwalił:)

Dane wyjazdu:
58.60 km 17.00 km teren
02:48 h 20.93 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:153 ( 77%)
Kadencja: 69/min
Kalorie: 1298 kcal

Konstancin, Las i Pogaduchy przy Piwie

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 01.06.2013 | Komentarze 4

Wstałem rano, znaczy się o 11:00 i postanowiłem że zmienię opony na semi-slicki. Tak też uczyniłem:) Zjadłem obiadek, przeprogramowałem licznik i pulsometr i ruszyłem. Założenie było takie, aby dojechać do Lasu Kabackiego i tam się pokręcić. Jednak gdy tylko wyjechałem, zauważyłem że oponki wolą asfalt i się zapędziłem Puławską do Okulickiego. Minąłem pozostałości Polokoloru i udałem się do Konstancina. Pierwszy postój zaliczyłem nad Jeziorką, przy Starej Papierni. Wpadł mi pomysł odwiedzenia WP. Nie pamiętałem dokładnie gdzie on się znajduje, ale pojechałem w stronę ujścia Jeziorki i go zlokalizowałem. Niestety, Vlepka stoi w wodzie po ostatnich opadach i nie chciało mi się brodzić;) Waypoint pozostał nadal nie zdobyty:( Jeszcze podjechałem zobaczyć czy już całkowicie zburzyli pływalnię, nawet gruz jest już wywieziony. Ciekawe co tam zbudują, teren przy szkole, więc może powstanie coś pożytecznego;) Teraz przyszła kolej na Powsin. Dojechałem sprawnie, choć wiatr dawał po oczach na Drewny. W Powsinie chciałem sobie objechać ulicą Gąsek. Niestety była tam kolizja i Policja zamknęła przejazd. Rowerzyści również nie byli wpuszczani:( Więc nie pozostało mi nic innego jak podjechać pod skarpę przy sośnie. Na górze miałem atak komarów. Cięły tak że nie dawałem rady się popryskać środkiem anty komarnym;) Jak już się uporałem z tymi pijakami, to podjechałem na polanę piknikową. Tam szok, dwie wiaty tyko zajęte i ludzi jak na lekarstwo. Posiedziałem chwile odpijając pół bidonu izotoniku. Siedząc tak i przemyślając, wpadłem na pomysł przejechania się na Warszawską Masę Krytyczną.Nigdy nie byłem i chciałem zobaczyć jak to wygląda. No i ruszyłem w kierunku Zygmunta. Jednak gdy byłem na wysokości Doliny Służewieckiej, zadzwonił do mnie Surf. Po rozmowie telefonicznej skorygowałem trasę i popędziłem w kierunku Delikatesów na Moczydłowskiej. Tam się spotkaliśmy i zrobiliśmy zakupy;) Moczydłowską wjechaliśmy w las i spokojnym tempem udaliśmy się na polanę. Tam przy miłej pogawędce wypiliśmy zakupione piwko:) Komary cięły tak że trzeba było dokładać towaru na siebie co chwilę:( Po wypiciu skromnego zapasu ruszyliśmy do domu. Surf oprowadził mnie uliczkami Ursynowa, po których jeszcze nie jeździłem:) Dojechaliśmy do Roentgena gdzie się rozjechaliśmy, a ja popędziłem do domu:)
Most Kolejowy nad Jeziorką © Gewehr

Stara Papiernia © Gewehr



Dane wyjazdu:
26.60 km 10.00 km teren
02:10 h 12.28 km/h:
Maks. pr.:25.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max:171 ( 86%)
HR avg:127 ( 64%)
Kadencja: 39/min
Kalorie: 361 kcal

Perełka w Kabatach I Smoczny Krakowiak;)

Niedziela, 26 maja 2013 · dodano: 27.05.2013 | Komentarze 5

Niedziela nie zachwycała ładną pogodą, mimo to postanowiłem ruszyć tyłek:) Namówiłem żonę i szwagierkę. Skusiłem je piwem, co miało zostać wypite na polanie w Powsinie. W drodze na polane, postanowiłem że odwiedzę WP. Niestety dałem sobie spokój. Ciągłe deszcze, które nas ostatnio nękają, strasznie zmoczyły las. Bez kaloszy niema sensu wchodzić:( Na polanie wypiliśmy po Perełce i pojechaliśmy odwiedzić Żywiczną Sosnę. Z trafieniem nie było problemu, bo znam to miejsce;)
Dalej pojechaliśmy pod górę obok ścieżki zdrowia. Tam stwierdziłem że wrócimy wzdłuż torów. Ta decyzja okazała się błędna:( Błoto jak cholera. Żona buta utopiła i stwierdziła że sam będę jeździł;) Moje trasy są nie dla niej. Kupię jej Holendra i będzie się bujać na DDRach:) Po wydostaniu się z błotnej pułapki, pojechaliśmy do delikatesów na Moczydłowskiej. Mają tam zawsze jakieś wynalazki piwne:) Tam nabyłem drogą kupna piwa i pojechaliśmy je skonsumować w okolice domu. Zrobiłem fotki butelek, ciekawe czy ktoś zgadnie gdzie były robione zdjęcia;) Krakowiak najlepiej smakował:)
Krakowiak © Gewehr

Smoczne © Gewehr





Statystyki zbiorcze na stronę